Wszystkie posty

hoaxer

Oszuści wysyłają fałszywe rachunki telefoniczne

Uważaj na to, co dostajesz pocztą! W sidła naciągaczy możesz wpaść, nie tylko naiwnie wierząc w przyznaną ci dotację od tajemniczej organizacji czy wygraną w loterii, w której nie brałeś udziału. Wystarczy opłacić domniemany rachunek z TP SA.

Czy można podszyć się pod dwie bardzo znane firmy jednocześnie? Sztuka ta najwyraźniej udała się firmie o nazwie Publikacje Polskiej Telefonii, która rozsyła pisma łudząco podobne do faktur TP SA i wzywa do zapłacenia 387 zł w ciągu dwóch tygodni.

Dopiero z drobnego druku na odwrocie wynika, że uregulowanie faktury ma charakter dobrowolny i wiąże się ze zleceniem płatnej publikacji na stronie internetowej.

Mało tego. Pociąga za sobą dalsze koszty (łącznie trzeba zapłacić 1548 zł), bo zapłata jednego rachunku oznacza zawarcie kontraktu na 12 miesięcy.

– Żadnej reklamy nie dawałem – żali się nasz czytelnik prowadzący małą firmę handlową. – Płacę mnóstwo faktur za usługi telekomunikacyjne. Sekretarka mogła z rozpędu zapłacić. Teraz nie wiem, co robić.

Cena została sprytnie skalkulowana. Nie jest na tyle dotkliwa, by firmom chciało się toczyć walkę w sądzie i tracić czas. I najczęściej nie idą do sądu.

Na stronie internetowej spółki czytamy: „Każda firma w poszukiwaniu rozwoju dla swojego produktu wie, że świat reklamy stanowi najlepsze narzędzie sukcesu.”.

Firma informuje też, że dołożyła wszelkich starań, aby stworzyć „najbardziej zaawansowaną bazę danych”.

Ale dodzwonić się do niej nie sposób – automat informuje o godzinach jej pracy i się rozłącza.

Niezależnie od pory, w której próbujemy porozmawiać. Na strona internetowej www.ksiazkatelefoniczna.net znaleźliśmy 20 warszawskich sklepów, których właściciele dali się namówić na reklamę.

Wiele wskazuje na to, że PPT to firma krzak, która powstała tylko po to, by wyciągnąć pieniądze od naiwnych. Właścicielem spółki jest obywatel Węgier Gyula Erich Katona.

Biznes na celowniku

– Ta firma nie ma z nami nic wspólnego i narusza autorskie prawa majątkowe do wzorów faktur TP SA – rzecznik Grupy TP SA Jacek Kalinowski nie ukrywa oburzenia. – Nasze książki telefoniczne wydaje Ditel i są one bezpłatne.

Zdaniem Kalinowskiego jeszcze w czerwcu, kiedy pojawiły się pierwsze skargi, należący do TP SA Ditel złożył zawiadomienie do prokuratury rejonowej w Warszawie.

– We wrześniu otrzymaliśmy lakoniczną odpowiedź od prokuratury, że nie widzi podstaw do wszczęcia śledztwa w tej sprawie, a osoby poszkodowane mogą same dochodzić swych praw w sądach z powództwa cywilnego – mówi Kalinowski.

TP SA wysłała też pismo do PPT z wezwaniem, by spółka „zaprzestała używania dokumentu finansowego łudząco podobnego do faktury TP SA”, ale nie otrzymała żadnej odpowiedzi.

Przeciw działaniom PPT protestuje też największa na rynku teleadresowym firma Polskie Książki Telefoniczne.

– Zażądaliśmy, by zaprzestali działań będących nieuczciwą konkurencją – mówi Dominika Malik z PKT. I wskazuje na podobną czcionkę na dokumencie i używanie podobnie brzmiącego skrótu „PPT”.

Do tej pory zmorą polskich przedsiębiorców były zagraniczne firmy, które przesyłają oferty rzekomo darmowej reklamy np. w przewodniku po miastach, a potem okazuje się, że drobnym maczkiem po angielsku zamieszczono informację o koszcie usługi przekraczającym 800 euro.

Wyspecjalizowały się w tym niemiecka spółka Tele Verzeichnis Verlag z Hamburga oraz hiszpańska European City Guide (ECG). Na opornych nasyłają firmy windykacyjne.

– W przypadku PPT nie możemy wszcząć postępowania o naruszenie zbiorowych interesów konsumentów, gdyż adresatem przesyłek nie jest konsument, lecz firma – rozkłada ręce Małgorzata Cieloch z Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.

Urząd został zasypany skargami od przedsiębiorców na działalność spółki. Jej zuchwałość nie zna granic – również na adres UOKiK wysłano taką pseudofakturę (nie jest prawdziwa, gdyż brakuje na niej choćby numeru NIP klienta).

Jak się bronić przed takimi praktykami? – Zawsze należy zaczynać lekturę pisma od tego, co napisano na dole drobnym maczkiem – radzi Małgorzata Cieloch.

– Nie każda umowa musi obowiązywać – mówi z kolei Marcin Kolasiński z kancelarii Baker & McKenzie. – Jeśli przedsiębiorca został wprowadzony w błąd co do treści umowy, to zgodnie z kodeksem cywilnym może się uchylić od jej wypełnienia.

Zdaniem Kolasińskiego do takich praktyk odnoszą się też przepisy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji. – Nieuczciwe firmy powielają w Polsce podpatrzone praktyki z innych krajów – mówi Małgorzata Gęsikowska, prezes Kujawsko-Pomorskiego Zrzeszenia Handlu i Usług.

Jej zdaniem nagminna praktyka to wysyłanie towaru, np. oprogramowania na płycie, na próbę. Ma to być bezpłatne, więc nikt sobie nie zawraca głowy studiowaniem załączonego papierka, a potem się okazuje, że drobnym maczkiem było napisane, że jeśli nie odpowie się w ciągu miesiąca, to traktują to jako zawarcie umowy. – Organizacje konsumenckie i samorządowe powinny tworzyć bazy danych o takich firmach i je upubliczniać – mówi Gęsikowska.

Wygrana dla mieszkańca bloku

Tego typu praktyki nie dotyczą tylko przedsiębiorców. Najnowszym trikiem, na który zwraca uwagę UOKiK, jest przysyłanie zatytułowanych imiennie „zawiadomień o nabyciu praw – wyłącznie zarezerwowane dla beneficjenta”.

Chodzi o „dotację” lub „wsparcie finansowe” na kwotę 50 tys. zł. Warunkiem otrzymania pieniędzy jest wpłacenie 96 zł i wysłanie dziesięciu znaczków o wartości 1,30 zł każdy na adres Światowej Komisji Finansowej. Za tą budzącą zaufanie nazwą kryje się spółka Caesar Ltd.

Zdaniem UOKiK spółka ta wzięła wcześniej udział w rozsyłaniu przesyłek informujących o wygraniu telewizora marki Grundig o wartości 8,4 tys. zł („premia w programie sponsorowanego marketingu”).

Oczywiście wcześniej trzeba było zapłacić 99 zł, a telewizor można było zobaczyć wyłącznie na obrazku.

Identyczne listy wysyłały też inne firmy – m.in. Integra Direct, Alan, D2M czy Montecarlo, co sugeruje, że może się za nimi kryć ta sama osoba lub grupa osób. Tym razem sprawa nie dotyczy jedynie poszkodowanych firm, więc UOKiK mógł wszcząć postępowanie wyjaśniające.

Na polskim rynku szczególnie aktywna była do niedawna Integra Direct działająca pod takimi nazwami, jak: Międzynarodowa Federacja Przekazywania Wygranych, Vegas, Alladyn oraz Travel4Life.

Takie spółki wysyłają adresowane imiennie pisma, w których adresaci są informowani o wygraniu cennych nagród.

Warunkiem odbioru jest wcześniejsza opłata lub zatelefonowanie na numer rozpoczynający się np. od 0 700, którego koszt wynosi zwykle 8 zł za minutę.

Taka rozmowa może kosztować kilkaset złotych, a nie zdarzyło się, by ktoś otrzymał przyrzeczoną nagrodę.

Według UOKiK walka z takimi firmami jest trudna ze względu na częste zmiany ich siedzib lub rejestrowanie działalności na terytorium innych państw.

W Sejmie znajduje się projekt nowelizacji ustawy o ochronie konkurencji i konsumentów, która ma pomóc urzędowi. Obecnie UOKiK musi najpierw zakazać stosowania określonych praktyk, a dopiero potem może nałożyć karę.

Naciągacze radzą sobie z tym, zmieniając nazwy albo ulotkę. I trzeba wszczynać kolejne postępowanie.

– W Polsce jest wysoki poziom zaufania do przesyłek, oficjalne dokumenty uchodzą za wiarygodne – mówi Małgorzata Cieloch. – Niby rośnie świadomość konsumentów, ale wciąż wiele osób daje się na to nabrać.

Źródło: gazetawyborcza.pl

Prześwietli na wylot

Naukowcy z instytutu Northrop-Grumman Space Technology zaprezentowali niewielkich rozmiarów kamerę, która dzięki wykorzystaniu technologii PMMW (passive millimeter-wave) umożliwia prześwietlenie obserwowanej osoby.

Urządzenie zostało opracowane w celu podniesienia poziomu bezpieczeństwa na lotniskach oraz innych, narażonych na ataki obszarach.

Dzięki zastosowaniu technologii PMMW, podejrzana osoba zostanie dokładnie prześwietlona okiem kamery, co wyeliminuje możliwość posiadania ukrytej pod ubraniem broni.

Technologia PMMW, wykorzystująca różnice wrażliwości określonych materiałów na poszczególne natężenia fal dźwiękowych, do tej pory wykorzystywana była przez Amerykańską Flotę Powietrzną i Armię USA.

Niezawodność i dokładność monitoringu za pomocą tej metody skłoniła naukowców do wykorzystania jej w szerszym zakresie.

Instytut Northrop-Grumman Space Technology zapowiedział dokładną prezentację zasad działania kamery na luty 2007.

Źródło: Ubergizmo

Mobilna biometria

Japońska firma Oki Electric Industry rozpoczęła wdrażanie nowej technologii identyfikacji tożsamości użytkownika sprzętu elektronicznego, która wykorzystuje aparat cyfrowy telefonu komórkowego w celu analizy tęczówki oka.

System ten został opracowany z myślą o podniesieniu poziomu bezpieczeństwa serwisów finansowych, oferowanych przez mobilną telefonię.

Operatorzy telefonii komórkowej oferując dostęp do serwisów umożliwiających zawieranie transakcji finansowych przez telefon pracują nad podniesieniem poziomu bezpieczeństwa tych operacji i lepszej identyfikacji użytkownika.

Firma Oki Electric Industry opracowała technologię, która umożliwia dokładne określenie tożsamości użytkownika, wykorzystując do tego celu obiektyw aparatu cyfrowego wbudowanego w telefon komórkowy.

System identyfikacyjny opracowany przez firmę Oki Electric Industry wykorzystuje unikatowość tęczówki oka, która to właściwość może, w tym samym stopniu co układ linii papilarnych służyć rozpoznaniu tożsamości danej osoby.

Tęczówka jest skanowana przez obiektyw aparatu cyfrowego i w ten sposób system orzeka, czy użytkownik jest uprawniony do wykonania operacji finansowej.

Technologia identyfikacji, opracowana przez firmę Oki Electric Industry jest już wdrażana w instytucjach sektora publicznego w Japonii. Spekuluje się również na temat wykorzystania jej w bankomatach.

Źródło: NE Asia

Każdy może przejąć Twoją komórkę

Wilfried Hafner, ekspert ds. bezpieczeństwa niemieckiej firmy SecurStar, twierdzi, że za pomocą specjalnie przygotowanych SMSów serwisowych (kody binarne) można zawiesić działanie niemal każdego telefonu komórkowego, przerwać rozmowę lub skopiować dane przechowywanie w pamięci aparatu.

Operatorzy nie odnieśli się dotychczas do tych rewelacji.

Sieci komórkowe mogą używać odpowiednio przygotowanych krótkich wiadomości tekstowych (SMS) do dokonywania zmian w oprogramowaniu telefonów użytkowników, bez ich wiedzy i ingerencji.

Tak zwane SMSy serwisowe (binarne) mogą przeprowadzić zarówno zmiany typowo „kosmetyczne”, jak i dość istotnie wpłynąć na działanie aparatów.

Wilfried Hafner z firmy SecurStar twierdzi, że potrafi w prosty sposób stworzyć kombinację znaków, która wysłana do telefonu skutecznie zakłóci jego funkcjonalność.

Co więcej, może w ten sposób zainstalować w aparacie niebezpieczne aplikacje, takie jak wirusy czy trojany.

Jak zaznacza Hafner cały problem polega na tym, że oprogramowanie zarządzające telefonami nie sprawdza, czy SMSy serwisowe rzeczywiście pochodzą z centrum sieciowego danego operatora oraz czy mają odpowiedni status, pozwalający na dokonywanie zmian.

Tę swoistą „dziurę” systemową Hafner odkrył początkowo jedynie na starym modelu telefonu Siemensa (C45).

Jednak kolejne testy (Nokia E90, Qtek Windows Mobile 2005) pokazały, że wszystkie badane telefony nie sprawdzają autentyczności źródła pochodzenia kodów serwisowych.

Specjalista z SecurStar, wykorzystując lukę, zainstalował w poszczególnych aparatach trojana o nazwie Rexspy.

Ta złośliwa aplikacja pozwala m.in. skopiować wszystkie SMSy przechowywane w skrzynce odbiorczej oraz umożliwia na podsłuchiwanie przez trzecią osobę rozmów telefonicznych (niezauważalnie tworząc połączenie konferencyjne).

Hafner twierdzi dodatkowo, że napisanie bardziej uciążliwego trojana jest kwestią kilku chwil i tym bardziej przestrzega przez niebezpieczeństwem.

Według niektórych operatorów sieci komórkowych nie powinno się przykładać zbyt dużej wagi do luki, wykrytej przez Hafnera.

Podkreślają oni, że problem jest bardziej „medialny” niż rzeczywisty i jedynie przy niesprzyjających okolicznościach może poczynić ewentualne szkody.

Operatorzy nie odpowiadają jednak wprost, jak uchronić telefony komórkowe przez próbą, opisanego przez Hafnera, ataku.

Sam autor odkrycia zachowuje się dość niejednoznacznie.

Napisany przez siebie kod wykorzystał jedynie w kilku posiadanych telefonach, które teoretycznie mógł wcześniej odpowiednio przeprogramować.

Dodatkowo nie chce on upowszechniać zawartości stworzonych SMSów serwisów, ze względu – jak przekonuje – na dobro ogólne (miliardy używanych komórek).

Niefortunnym wydaje się także fakt, że firma SecurStar zajmuje się opracowywaniem aplikacji do kodowania (skramblowania) rozmów w telefonach, opartych na systemie Windows Mobile.

Mają one przeciwdziałać m.in. podsłuchom, więc opublikowanie informacji o możliwości ich dokonywania przez SMSy serwisowe może być tylko chwytem marketingowym.

Pomimo niejasności sprawą zainteresowali się już przedstawiciele Vodafone, Orange czy GSMA (GSM Association).

Istnieją rozbieżności, co do ich opinii odnoszących się bezpośrednio do spostrzeżeń Hafnera, ale w jednym są zgodni.

Wszystkie zainteresowane strony twierdzą, że ewentualne użycie luki w telefonach i próby wykradania wiadomości czy podsłuchiwania będzie niezgodne z prawem i jako takie ścigane przez odpowiednie służby.

Być może to ograniczy zapędy bardziej bojaźliwych użytkowników, chcących dokonać takiego „włamania”.

Autor: Dariusz Niedzielewski
Źródło: gazeta.pl

Mega awaria na 6 urodziny mBanku

W bankach wirtualnych też zdarzają się kolejki. Bardzo boleśnie doświadczyli tego klienci mBanku. System po prostu się posypał – bo chyba tak najlepiej to określić.

Chociaż przyczyną awarii był system maklerski, w pewnym momencie nic już nie działało. Nie dało się zalogować, ani zlecić przelewu.

To co się dzieje na forach i grupach dyskusyjnych i ile %#$^#$%^#$% poleciało w stronę mBanku, można nazwać apokalipsą wizerunkową. Pech sprawił, że na 6 urodziny mBanku…

Jak czytamy w wyjaśnieniach mBanku, awaria eMAKLERA była spowodowana masowym włączeniem przez klientów mBanku opcji „podtrzymywania sesji”, co doprowadziło do nadmiernego przeciążenia serwerów i w konsekwencji niewydolności systemu.

Rozwiązanie to miało być testowane, ale w warunkach testowych pewnych zmiennych nie dało się przewidzieć.

Skala zjawiska przełączania się na podtrzymywanie sesji przerosła oczekiwania banku i to nie o 20 czy 50%, ale ponad 2,5-krotnie.

Żadna moc zapasowa nie była w stanie tego przetrzymać. Trwające przez cały dzień prace doprowadziły do względnego udrożnienia systemu.

Nie mniej jednak bank postanowił wyłączyć czasowo usługę podtrzymywania sesji i włączyć ją ponownie dopiero po rozbudowie infrastruktury mBanku. Ma to potrwać kilka dni.

Wyjaśnienia wyjaśnieniami, ale rozżalenia klientów nic nie powstrzyma. Wielu z nich z powodu awarii straciło pieniądze na giełdzie.

Wiele przelewów nie poszło do swoich odbiorców. No cóż – to tylko technika. Jednak dla banku wirtualnego, którego fundamentem jest system internetowy, taka porażka nie powinna się przytrafić. Na wizerunek zapewne to za dobrze nie wpływa.

O ile w przypadku platform maklerskich BPH, czy CDMu – zasięg zdenerwowanych klientów jest ograniczony ze względu na stosunkowo małą liczbę użytkowników, to z mBanku codziennie korzysta kilkadziesiąt i więcej tysięcy klientów.

A zatem tutaj raczej nie pomoże to co ostatnio zrobił CDM, który rozbudowuje się intensywnie na przyjęcie klientów z DM BPH, czyli obniżenie pobieranych opłat i prowizji.

Dla mBanku to nielada kłopot. Wszystko zależy od tego czy i jak głośno będą protestować zawiedzeni klienci. A tych patrząc na Forum mBanku czy chociażby to na Bankier.pl jest wyjątkowo dużo…

Część klientów już zapowiedziała, że się przenosi do konkurencji.

Źródło: PRNews
400 tysięcy ‚wyparowało’ z mBanku
Wielka awaria w mBanku
Luki w mBanku

Strach wart 2 miliardy dolarów

Firma analityczna Gartner ocenia, że tegoroczne straty handlu internetowego, spowodowane obawą konsumentów przed płynącymi z Sieci zagrożeniami, wyniosły 2 miliardy dolarów.

Gartner zapytał o zakupy on-line 5000 dorosłych mieszkańców USA. Około połowa z nich stwierdziła, że obawia się kradzieży danych osobowych, informacji na temat konta bankowego czy ataków na swój komputer.

Ponad 10% badanych dodało, że w porównaniu z rokiem ubiegłym spędziło na internetowych zakupach dwukrotnie mniej czasu. Przyczyną była właśnie obawa o bezpieczeństwo.

Gartner przeprowadza podobne analizy co roku. Analitycy zauważyli, że liczba osób obawiających się zakupów w Sieci pozostaje na stałym poziomie. Wzrosła za to liczba tych, którzy zmienili swoje przyzwyczajenia właśnie w obawie przed zagrożeniami.

„Jeśli porównamy badania tegoroczne i ubiegłoroczne zauważymy, że niemal tyle samo ludzi mówi, że martwi się o bezpieczeństwo” – stwierdziła Avivah Litan z Gartnera. „Ale w tym roku więcej osób przestało dokonywać online’owych transakcji i mniej wydało na zakupy w Sieci” – dodaje.

„Konsumenci kojarzą defraudację niemal wyłącznie z handlem elektronicznym. Ale obecnie wszystko jest zautomatyzowane. Konsumenci przenoszą swoje obawy na zakupy w sieci czy internetową bankowość, a w rzeczywistości tradycyjne sklepy są tak samo niebezpieczne” – dodaje Litan.

Przedsiębiorcy, widząc co się dzieje, poprawiają bezpieczeństwo transakcji. Problem w tym, jak zauważa Litan, że prawo nie nadąża za zmianami. „Jeśli popatrzymy na przepisy, na przykład dotyczące bankowości czy kart kredytowych, zauważymy, że mają dwa lata opóźnienia” – stwierdziła pracownica Gartnera.

Źródło: Arcabit

100-Gigabit Ethernet nadchodzi

Grupa naukowców z Instytutu IEEE (Institute of Electrical and Electronics Engineers Inc.) podjęła się kilka dni temu opracowania nowej generacji łączności Ethernet, o przepustowości 100 Gb/s.

Od czwartku zespół naukowców z Instytutu IEEE pracuje nad wynalezieniem nowej technologii zapewniającej połączenia komputerowe o przepustowości na poziomie 100 Gb/s, dziesięciokrotnie szybszej od obecnych 10-gigabitowych połączeń Ethernet.

Jak wyjaśnia jeden z członków zespołu, występuje duże zapotrzebowanie na tego typu połączenia, co skłania naukowców do pracy nad nowymi rozwiązaniami.

Historia sieci Ethernet sięga lat 70-tych XX wieku i od tego czasu technologia intensywnie rozwija się, od pierwszych sieci o przepustowości 10 Mb/s, poprzez etap określany mianem Fast Ethernet o standardzie 100 Mb/s, aż po Gigabit Ethernet oraz obecny 10-Gigabit Ethernet.

Nadszedł czas na kolejny krok w historii połączeń typu Ethernet, 100-Gigabit Ethernet.

Źródło: DV Hardware

Obrazkowy spam w natarciu

Badacze z firmy Marshal zauważyli, że w Sieci gwałtownie rośnie ilość obrazkowego spamu.

Ponadto spamerzy wymyślili nową technikę, która ma ułatwić oszukanie filtrów antyspamowych.

Pod koniec października i na początku listopada zanotowano 40-procentowy wzrost spamu.

Spam obrazkowy stanowi już 30% wszystkich niechcianych listów. Jeszcze przed trzema tygodniami szacowano go na 22%.

Specjaliści oceniają, że co piąty plik graficzny wysłany za pomocą Internetu jest spamem.

Wykorzystywanie plików graficznych, takich jak .GIF czy .JPG, pozwala spamerom na ominięcie filtrów, które zwykle skupiają się na wyszukiwaniu słów czy całych zdań występujących w niechcianych listach.

Ostatnio jednak zauważono pewne zmiany w metodach działań spamerów. Zaczęli wykorzystywać oni mniej popularne formaty plików, takie jak np. .PNG.

Specjaliści poinformowali też o odkryciu spamu obrazkowego, który stworzony jest jakby z puzzli.

Użytkownikowi poczty wysyłana jest cała seria obrazków, które automatycznie składają się w jeden większy, zawierający niechcianą informację.

W ostatnich tygodniach w Sieci pojawiły się liczne doniesienia o nowych technikach.

Spamerzy korzystają więc z animowanych plików .GIF czy z tzw. „geek spamu”, niechcianych listów, w którym używane jest specjalistyczne słownictwo z dziedziny IT, które mają przekonać filtry antyspamowe, że mają do czynienia ze zwykłym e-mailem.

Źródło: Arcabit

TP obniża ceny abonamentu o… 87 groszy

Nadzieje na to, że wreszcie będziemy mniej płacić za telefon stacjonarny, prysły jak bańka mydlana.

Urząd Komunikacji Elektronicznej ujawnił właśnie stawki, które będą w 2007 r. płacić klienci Telekomunikacji Polskiej. Abonament staniał dokładnie o 87 groszy!

Marne pocieszenie. Zamiast płacić za abonament standardowy Telekomunikacji Polskiej 49,61 zł teraz, od stycznia zapłacisz 48,74 zł.

Takie stawki ogłosił właśnie Urząd Komunikacji Elektronicznej, państwowy urząd czuwający m.in. nad cenami abonamentów i za połączenia, jakie każą nam płacić operatorzy stacjonarni i komórkowi.

Abonenci są zdruzgotani. Myśleli, że skoro operator od dawna zapowiada obniżki, to naprawdę zostanie im w kieszeniach kawałek grosza. A tu ledwie na najwyżej cztery kajzerki miesięcznie wystarczy.

Dlaczego tak mało staniało? Telekomunikacja tłumaczy, że więcej stawek zmniejszyć nie może, bo musiałaby dokładać do tego interesu. Co na to UKE? Nic nie może zrobić.

„Każda obniżka, nawet symboliczna, tak jak ma to miejsce w tym przypadku (…), jest przez prezesa UKE akceptowana, ponieważ jest korzystna dla klientów” – czytamy w specjalnym komunikacie rzecznika urzędu Jacka Strzałkowskiego. Czyli – musisz płacić, jeśli chcesz mieć telefon czy internet w TP.

Autor: Agnieszka Kozera
Źródło: Dziennik