Chiński haker za oceanem złamał ich blokady. Człowiek, który tego dokonał, nie podaje swego nazwiska. Przedstawia się jako Bill Xia. Wiadomo, że mieszka w Kalifornii. W osamotnieniu walczy z równie zdolnymi jak on hackerami chińskiej policji. Wynajduje szczeliny w blokadach, a przeciwnik je tropi i zatyka. Gra w kotka i myszkę nigdy się nie kończy.
Xia kieruje internetową firmą DIT. Wykorzystując tworzone przez nią oprogramowanie, internauci w Chinach mogą ominąć cenzurę i przeczytać zakazane tam strony poświęcone np. procesom politycznym czy działalności zakazanej sekty medytacyjnej Falun Gong. Do tej ostatniej Xia dołączył w latach 90., gdy był stypendystą w jednej z uczelni w Ohio. Nie zgadza się na publikowanie jego zdjęć lub nawet ujawnienie, skąd pochodzi. Boi się o pozostawioną w kraju rodzinę.
Przeciwnik jest potężny i Xia dobrze o tym wie. W tym roku Pekin uruchomił „Złotą Tarczę”, udoskonalony system internetowej cenzury. Współpracują z nią amerykańskie firmy internetowe, m.in. Google, Yahoo!, Microsoft i Cisco Systems. Tłumaczą się, że chcąc działać w Chinach, muszą przyjąć narzucone im warunki, a internet cenzurowany jest i tak lepszy niż żaden. Jednak w chińskiej wersji Google’a nie można już znaleźć stron, do których mimo „Złotej Tarczy” można się było dostać przez amerykańską wersję wyszukiwarki Google’a.
Niedawna debata w Kongresie USA na temat działalności amerykańskich firm internetowych w Chinach pozwoliła hackerom, takim jak Bill Xia, na publiczną prezentację swych możliwości. W Kongresie już mówi się o potrzebie dofinansowania tego typu przedsięwzięć.
Xia stworzył DIT w 2001 r. Rok później rozpoczął prace nad tajnym projektem FreeGate. To rozprowadzany za darmo program, który pokazuje zablokowane strony internetowe, np. chińskiego serwisu Głosu Ameryki, Human Rights in China, oszukuje cenzorów i pozwala do nich dotrzeć chińskim internautom.
FreeGate chroni też internautów, kryje ich wizyty na zakazanej stronie, bowiem chińska policja skrupulatnie bada, kto czyta zakazane treści. DIT rozsyła też do chińskich internautów setki tysięcy e-maili z linkami do zabronionych stron internetowych.
Według Xiao Qianga, analityka z Uniwersytetu Kalifornii, jedynie niecały milion spośród 110 mln chińskich internautów korzysta z programu DIT i innych podobnych programów. – Ale to są dziennikarze, pisarze i naukowcy i dlatego te nowe narzędzia mają pierwszorzędne znaczenie – powiedział Qiang tygodnikowi „Business Week”.
Źródło informacji: Gazeta Wyborcza
Blokowanie internetu nie tylko domeną Chińczyków
Zakaz blogowania w Chinach