Nasdaq wycenił Google’a na $26 mld

Kurs akcji najpopularniejszej wyszukiwarki internetowej Google wzrósł w czwartek na otwarciu o 18 proc. Emisja akcji Google’a dokonana niekonwencjonalnym sposobem tzw. holenderskiego przetargu to największy debiut giełdowy spółki internetowej od czasu krachu tzw. nowej gospodarki na przełomie 2000 i 2001 roku.

Wzrostowi akcji Google’a towarzyszył spadek wyceny papierów konkurencyjnej spółki – Yahoo. Debiut przyniósł Google’owi 1,66 mld dol., ale początkowe rachuby były większe. Spółka liczyła na blisko dwa razy więcej.

Aby stać się akcjonariuszem Google’a, trzeba było zapłacić 85 dol. za akcję. Miesiąc temu zapowiadano, że cena akcji w ofercie publicznej wyniesie od 108 do 135 dolarów. Jednak już w pierwszych chwilach czwartkowych notowań można było je sprzedać po 103 dol. Trudności, na jakie napotkała spółka narażając się na dochodzenie kontrolera rynku finansowego, gdy wyszło na jaw, że nie ujawniła tzw. akcji pracowniczych i niskie zainteresowanie inwestorów, zwłaszcza indywidualnych, zmusiło Google’a do obniżenia wielkości emisji z 25,7 do 19,6 mln.

W sumie w ofercie publicznej spółkę wyceniono na 23,1 mld dol., choć spodziewano się ponad 36 mld dol. Wśród ponad 2,2 tys. pracowników spółki pojawiło się kilkuset milionerów.

Debiutu Google’a oczekiwano z wypiekami na twarzy. Każdy, kto używa internetu, musiał słyszeć o tej wyszukiwarce. Codziennie obsługuje 200 mln zapytań i zna zawartość ponad 4 mld stron internetowych. Co najistotniejsze, dzięki przemyślanym algorytmom na początku listy znalezionych stron pojawiają się rzeczywiście te najważniejsze. Czasownik „to google” (po polsku „guglać”) wszedł już na stałe do języka internautów (nazwa Google pochodzi od angielskiego słowa „googol”, które oznacza 1 ze 100 zerami).

„Niektórzy mówią, że Google to Bóg. Inni – że to szatan. Ale to przesada. Z wyszukiwarkami jest tak, że wystarczy jedno kliknięcie, by skorzystać z innej. A jednak ludzie wybierają naszą. Bo chcą” – powiedzieli Page i Brin w niedawnym wywiadzie dla „Playboya”. I dodali, że zdają sobie sprawę ze spoczywającej na nich odpowiedzialności: „Ludzie sprawdzają przez Google’a, z kim umawiają się na randki. Nasza wyszukiwarka stała się częścią codzienności tak jak mycie zębów”.

Jednak droga Google’a na giełdę była niecodzienna. Zaskoczeniem był już sam prospekt emisyjny. Jego motto brzmiało: „Nie czyń zła”, a otwierał go manifest programowy założycieli, z którego wynika, że nie pieniądze są najważniejszym celem spółki (sporą część zysków zamierzają przeznaczać na cele służące dobru publicznemu). Kolejną niespodzianką był sposób emisji: nie poprzez biura maklerskie, lecz poprzez internetową aukcję (typu holenderskiego). To zraziło wielu doradców finansowych, którzy liczyli na sute prowizje z obsługi tak głośnej emisji.

Spółka naraziła się także nadzorowi giełdowemu. I to dwa razy. Na początku sierpnia ujawniła, że w latach 2000-04 sprzedała po kilka dolarów za sztukę prawie 29 mln akcji i opcji na akcje. Kupili je pracownicy i zewnętrzni konsultanci. Sęk w tym, że spółka nie zgłosiła ich emisji, łamiąc prawo w 19 stanach (w czwartek akcje te trafiły do oficjalnego obrotu, ponaddwukrotnie zwiększając liczbę akcji Google’a na giełdzie). W tej sprawie Komisja Papierów Wartościowych i Giełd (SEC) wszczęła postępowanie przeciwko spółce. To zamieszanie sprawiło, że ofertę publiczną przyjęto stosunkowo chłodno.

Druga wpadka zdarzyła się dosłownie na kilka dni przed giełdowym debiutem. W najnowszym „Playboyu” ukazał się wywiad z Page’em i Brinem. Przede wszystkim złamano w ten sposób ciszę przedemisyjną. Ale w wywiadzie pojawiły się też nieścisłe informacje o zatrudnieniu w spółce, inne od danych przedstawionych oficjalnie władzom giełdy.

Analitycy wątpią w przypadkową publikację. „Siergiej Brin i Larry Page może i są młodzi. Ale szkolą ich najlepiej opłacani specjaliści w branży” – twierdzi były prawnik SEC Michael Prozan. We wtorek SEC zwróciła się do Google o wyjaśnienia.

Przy okazji Komisja zafundowała właścicielom i akcjonariuszom spółki prawdziwy 24-godzinny thriller. Wniosek o zarejestrowanie akcji na Nasdaq złożono w poniedziałek. Zwykle zgodę SEC wydaje już następnego dnia. Tymczasem we wtorek poinformowano o odłożeniu decyzji. Wszyscy odetchnęli dopiero w środę wieczorem naszego czasu: Google może rozpocząć giełdowe notowania – oświadczyła Komisja.

Choć debiut Google’a pobił kilka rekordów, analitycy czują niedosyt. „Niższa wartość emisji Google’a odzwierciedla słabość rynku IT. Nawet inwestorzy indywidualni, którzy są fanami Google’a, zastanowili się dwukrotnie, zanim zdecydowali się na kupno” – powiedział agencji AFP Anais Faraj, analityk Nomura Securities. Jak wynika z danych Thomson Financial, 60 proc. sierpniowych debiutów giełdowych zostało ostatecznie przecenionych. „Google wbiło gwóźdź do trumny dla przyszłych debiutów technologicznych” – powiedział „The Washington Post” Tom Taulli, autor książek o emisji akcji. W ubiegłym tygodniu siedem spółek technologicznych odwołało debiut giełdowy. W czwartek trzy kolejne – Lindows, WebSideStory i ECost – przeceniły swoje emisje.

Źródło informacji: BBC, Gazeta.pl