Polska przeciwna dyrektywie
Polski rząd sprzeciwi się wprowadzeniu w projektowanym kształcie dyrektywy umożliwiającej patentowanie wynalazków realizowanych za pomocą komputera. Zdaniem obserwatorów stanowisko Polski może zaważyć na jej losach.
Początkowy tekst projektu zawierał tak wiele niedopowiedzeń i wyjątków, że chociaż dyrektywa formalnie zabraniała patentowania programów komputerowych, to tylnymi drzwiami wprowadzała taką możliwość. Na skutek licznych protestów Parlament Europejski zmienił wiele przepisów, blokując patenty na programy. Rada UE jednak wiele z nich przywróciła.
Gdyby dyrektywa weszła w życie, możliwe by się stało nie tylko patentowanie samych programów, ale i idei programistycznych. Co to oznaczałoby w praktyce? Jeśli ktoś opatentowałby wynalazek hyperlinku, czyli sposobu na przemieszczanie się między stronami internetowymi, twórca każdej witryny zawierającej takie odnośniki musiałby wykupić licencję na ich używanie.
Przeciwko tworzeniu takiego prawa zaprotestowało wiele organizacji. Ich zdaniem sprzyjałoby ono wyłącznie kilku światowym potentatom, w których rękach znajduje się zdecydowana większość patentów.
Ministerstwo Nauki i Informatyzacji dostrzegło to zagrożenie. „Po piątkowym spotkaniu, na którym rozmawialiśmy zarówno z przeciwnikami, jak i zwolennikami projektu dyrektywy, doszliśmy do przekonania, że w obecnym kształcie jest on niekorzystny dla Polski. Eksperci uświadomili nam, że jej przepisy pozwalają w praktyce na patentowanie programów, a to uderzyłoby w krajowych małych i średnich przedsiębiorców” – powiedział prof. Michał Kleiber, minister nauki i informatyzacji.
Teraz ministerstwo zamierza poszukać sposobu na doprowadzenie do ponownej dyskusji nad zapisami, które powinny być zawarte w dyrektywie. „Może to być niełatwe, gdyż formalnie została ona już przegłosowana w Radzie ds. Konkurencyjności. Wpisano ją na tzw. listę A, co oznacza, że na najbliższym posiedzeniu może zostać przyjęta niemalże automatycznie. Dalsza jej droga to Parlament Europejski, który musi ją zaakceptować. Do 25 listopada, bo wtedy spotyka się rada, musimy coś przedsięwziąć” – tłumaczy prof. Kleiber.
Źródło informacji: Rzeczpospolita