Raport Symanteca: wirusy atakują coraz szybciej
W ciągu zaledwie ośmiu sierpniowych dni zmasowany atak wirusów i robaków komputerowych spowodował straty sięgające 2 mld dol. Wygląda na to, że rok 2003 może być najgorszy w historii bezpieczeństwa sieciowego – uważają analitycy.
Skraca się czas od wykrycia błędu w programie komputerowym do wykorzystania go przez hakerów – wynika z raportu na temat bezpieczeństwa sieciowego firmy Symantec. Niemal w 64 proc. ataków przeprowadzonych w pierwszej połowie 2003 r. wykorzystano luki w oprogramowaniu wykryte w ciągu ostatniego roku, a hakerzy coraz chętniej tworzą wirusy, które narażają firmy na straty. Z raportu Symanteca wynika, że najbezpieczniej możemy się czuć w weekendy.
O niemal 20 proc. wzrosła ostatnio liczba ataków wirusów typu „blended threats” czyli złośliwych małych programów łączących w sobie cechy wirusów, robaków i tzw. koni trojańskich, które instalują się po kryjomu w komputerze i atakują kolejne komputery. Dwa najgroźniejsze z nich – MS Blaster, który zaatakował w sierpniu i styczniowy SQL Slammer infekowały komputery podłączone do sieci w rekordowo krótkim czasie, powodując przy tym straty liczone w miliardach dolarów. – Firmy zaatakowane przez Slammera i tak nie ucierpiały za bardzo, bo kod wirusa został stworzony bardziej tak, aby jak najszybciej się rozpowszechniać i przejmować zagrożone systemy, niż powodować zniszczenia lub przechwytywać tajne dane – czytamy w raporcie.
I MS Blaster, i SQL Slammer wykorzystywały luki w systemach operacyjnych firmy Microsoft. Zdaniem analityków Symanteca duża podatność produktów tej firmy na zagrożenie oznacza, że ich użytkownicy będą mieli do czynienia z kolejnymi atakami wyjątkowo złośliwych wirusów. Rozpowszechnianiu się groźnych wirusów w ogóle sprzyja wzrost liczby błędów wykrywanych w programach. W ciągu pierwszych 6 miesięcy 2003 r. znaleziono ich o 12 proc. więcej niż w pierwszym półroczu 2002 r. Prawie 80 proc. z nich można wykorzystać do włamania się do systemu „na odległość”.
Firmy na całym świecie nie są jednak bezbronne w walce z grasującymi po internecie epidemiami wirusów. W większości przypadków okazało się, że korporacje, które aktualizowały zabezpieczenia, systemy operacyjne i programy antywirusowe nie poniosły dużych strat. Dzięki takim działaniom liczba firm, które poniosły poważne straty w wyniku przynajmniej jednego ataku spadła z 23 proc. w 2002 r. do 11 proc. w pierwszej połowie 2003 r. – Przed wirusami można się bronić. Trzeba być na bieżąco z uaktualnieniami systemów i programów antywirusowych, a w razie nagłych sytuacji kontaktować się z fachowcami – uważa Piotr Skowroński, szef Pogotowia Antywirusowego firmy Panda Software.
W poprzednich wydaniach raportu Symanteca w czołówce krajów skąd pochodzi najwięcej ataków na 10 tys. użytkowników internetu znajdowała się Polska (byliśmy w pierwszej dziesiątce). W pierwszej połowie 2003 r. po raz pierwszy od dwóch lat wypadliśmy poza czołówkę tej niechlubnej klasyfikacji (na 16. miejsce). – Wysokie miejsce Polski w tym zestawieniu to efekt niskiej świadomości zagrożeń. Wiele osób myśli, że ataki wirusów to tylko głupi kawał, a tymczasem mają one jakiś cel – podkreśla Skowroński. – Większość firm zgłasza się do nas z prośbą o pomoc zwykle po fakcie, kiedy poniosły już jakieś straty, a nie chcą aby się to powtórzyło.
Źródło informacji: Gazeta Wyborcza