Stanisław Lem wymyślił pendrive’y?
O kilku nowych technologiach, które przewidział Lem.
Bohaterowie klasycznych powieści science fiction często brali na statki kosmiczne całe biblioteki książek i atlasów. Dziś oczywiście byłby to kompletny anachronizm. Możemy się tylko zastanawiać, jak to możliwe, że autorzy tych powieści wymyślali komputery, z którymi można snuć długie pogawędki na temat sensu życia, a nie przewidzieli byle dyskietki.
Kryształki zamiast biblioteki
Wyjątkiem jest Lem! Już w roku 1953 (w tym samym, w którym IBM wprowadził na rynek swój pierwszy komercyjnie dostępny komputer – IBM 701) w swojej powieści „Obłok Magellana” wyposażył załogę statku kosmicznego „Gea” w nośnik „zapisu kryształkowego”, na którym można zapisać dowolną informację. Według Lema ten wynalazek upowszechnić się miał dopiero w XXVII wieku. W praktyce na upowszechnienie się dyskietek i płyt CD-ROM trzeba było czekać tylko 30-40 lat.
Ale uwaga: płyty CD i dyskietki to raczej nie jest „zapis kryształkowy” – zapisujemy na nich informacje techniką magnetyczną lub optyczną. „Pamięcią kryształkową” możemy jednak śmiało nazywać wszelkiego rodzaju nośniki typu „flash memory” – a więc karty pamięci do aparatu, odtwarzacze MP3 czy pendrive’y. Zdaniem wielu analityków to właśnie do nich należy przyszłość ze względu na maleńkie rozmiary. Jeszcze nie tak dawno pendrive miał stosunkowo niewielką pojemność, rzędu np. 128 megabajtów. Są już jednak na rynku pamięci flash doganiające pojemnością nawet płyty DVD.
Jeśli więc naprawdę poleci kiedyś wyprawa do innych gwiazd, to płyty kompaktowe będą mieć dla astronautów najwyżej wartość sentymentalną, tak jak papierowe książki. Przyszłość, jak słusznie przewidział Lem, należy do kryształków.
Komputer złamie gazetę
„Metrampaż, gdyby miał wykonać nie pięćdziesiąt, ale pięć projektów łamania numeru, zwariowałby” – pisał w 1975 r. Lem w opowiadaniu „137 sekund”. Zaraz zaraz, ale kto to jest metrampaż? No właśnie, to zawód, którego zniknięcie Lem trafnie przewidział. 30 lat temu, gdy pisał to opowiadanie, gazety drukowano za pomocą odlewanych w ołowiu czcionek. Pracowicie układał je w całe strony najbardziej doświadczony pracownik tzw. zecerni – metrampaż (od francuskiego „mettre en pages”, „ułożyć na stronach”). W opowiadaniu Lema występuje system komputerowy IBM 0161 „specjalnie przystosowany do roboty redakcyjnej”, na którym swobodnie można łamać numer gazety. Z opowiadania dowiadujemy się, że kosztuje on 4 mln dol.
W rzeczywistości pierwszy komputer do łamania gazet – czyli Apple Macintosh z programem Aldus Pagemaker – pojawił się na rynku w 1985 r., dziesięć lat po publikacji tego opowiadania. Kosztował 2,5 tys. dol. Nie miał jednak jednej bezcennej funkcji, w którą wyposażony był Lemowski IBM, a za którą niejedna redakcja dałaby dziś miliony – potrafił wypełniać puste miejsca w tekście informacjami, które sam czerpał z „federalnej sieci informacyjnej” (pierwszego Lemowskiego wyobrażenia o internecie!). Jeśli ktoś nie zna np. wyniku jakiegoś meczu, komputer sam go wpisywał. A jeśli go też nie znał, bo mecz jeszcze trwał – wypełniał wolne miejsce „pustym frazesem o dzielnej postawie obu drużyn”… Królestwo za IBM 0161!
Jak wyjść z rzeczywistości wirtualnej?
Nie można powiedzieć, że Lem był pierwszym pisarzem s.f., który opisał rzeczywistość wirtualną – ale jako pierwszy zwrócił uwagę na szereg paradoksów związanych z tym pojęciem. W eseju „Summa technologiae” w roku 1964 napisał, że wejście do rzeczywistości wirtualnej jest jakby podróżą w jedną stronę, z której nie ma powrotu. Bo wychodząc z „maszyny fantomatycznej” (jak to nazwał Lem), nigdy nie możemy być pewni, czy to wyjście nie jest tylko elementem symulacji. Może być przecież tak, że kiedy już będziemy wychodzić z maszyny, odłączać elektrody, zamykać oprogramowanie itd., wszystko to dalej będziemy robić tylko na niby – w wirtualnej rzeczywistości. Lem był więc sceptyczny co do popularności takich usług, jeśli będą one rzeczywiście oferowały stuprocentową symulację.
Źródło: Gazeta.pl