Archiwa roczne

2006

Fałszywe ostrzeżenie przed wirusem zagraża programom antywirusowym

Specjaliści zajmujący się bezpieczeństwem komputerowym ostrzegli internautów przed krążącym w Sieci e-mailem, który, udając list od jednego z producentów programów antywirusowych, stanowi poważne zagrożenie dla systemów komputerowych.

Fałszywy list elektroniczny w rzeczywistości służy cyberprzestępcom do uniemożliwienia aktualizowania oprogramowania antywirusowego zainstalowanego na zaatakowanym komputerze.

W treści listu zamieszczono informację, że maszyna jego odbiorcy jest zarażona wirusem w32.aplore@mm. Znajduje się tam również link, który rzekomo usuwa wirusa. Po kliknięciu na link uruchamiany jest kod, który przeprowadza takie zmiany w konfiguracji komputera, że oprogramowanie antywirusowe przestaje się aktualizować.

Fałszywy e-mail został najpierw odkryty w Azji, skąd informacje o nim przekazano do Europy i Ameryki.

Źródło: Arcabit.pl

Reklama internetowa coraz popularniejsza

Najnowsze badania stowarzyszenia Interactive Advertising Bureau wskazują, że przemysł reklamy internetowej w Stanach Zjednoczonych zwiększył swoją wartość do poziomu 12,5 miliarda USD. W 2004 roku analitycy wyceniali go na 9,63 miliarda USD.

Jak podaje raport, największe dochody przyniosły reklamy ukazujące się na stronach wyszukiwarek internetowych, które coraz częściej pokazują również sponsorowane linki do produktów, powiązanych z tematem szukanej frazy. Taki sposób promocji przyniósł w zeszłym roku dochód w wysokości 5,1 miliarda USD.

Zdaniem rzecznika IAB, interaktywna reklama znajduje coraz większe uznanie wśród producentów, głównie ze względu na coraz większą skuteczność.

Zdaniem stowarzyszenia, nastawienie zmienia się również ze względu na nowe możliwości, które pojawiają się wraz z rozwojem techniki, w tym szerokopasmowego wideo, telewizji internetowej oraz gier on-line.

Obecnie na reklamę internetową, w Stanach Zjednoczonych przeznacza się tylko 5% wszystkich wydatków, przeznaczonych na promocję.

Źródło: The Inquirer

Parszywa Dwunastka Spamerów

Niedawno temu Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji w opini wydanej na temat projektu polskiej ustawy antyspamowej, stwierdziła, że Polska nie ma większych problemów ze spamem, ale czy napewno?

Z raportu opublikowanego przez firmę Sophos, wynika że z Polski wypływa 3.8 % światowego spamu i znajdujemy się na 5 pozycji w rankingu Parszywej Dwunastki. Przed nami jest Francja, Południowa Korea, Chiny i na pierwszym miejscu USA.

USA, choć na 1 miejscu, ma powody do dumy. W 2 lata udało się im zmniejszyć o połowę wysyłany spam. To duży sukces, lecz nasza porażka. 2 lata temu nie było nas w ogóle w rankingu, rok temu na ostatnim miejscu, a w tym roku awans o 7 miejsc.

Dlaczego więc Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji twierdzi, że nie mamy znacznych problemów ze spamem?

Źródło: sophos.com

Chiny walczą z piractwem, Microsoft kosi miliardy

Komputery produkowane przez chińskich producentów muszą mieć zainstalowany system operacyjny, zanim wyjadą z fabryki – to oficjalny dekret władz w Pekinie. Ma to rozwiązać problem piractwa w Państwie Środka i załagodzić spór z USA.

Chiny to raj dla sprzedawców pirackiego oprogramowania. Jak podaje agencja Reuters, piracką wersję Windows XP Professional można tu kupić za 30 juanów. Oryginalna kosztuje ok. 2 tys. juanów (249 dol.).

Szacuje się, że w Chinach na dziesięć programów komputerowych dziewięć to nielegalne kopie. A to nie podoba się USA, skąd pochodzi większość oprogramowania – dziś prezydent Chin Hu Jintao ma się spotkać w Waszyngtonie z prezydentem Bushem.

Amerykański przywódca zapowiedział już, że poruszy tę kwestię. Dekret o obowiązku fabrycznego instalowania systemu operacyjnego ma pokazać, że Chiny poważnie myślą o walce z piratami.

Ale nie tylko to – masowa akcja wymiany pirackiego oprogramowania na legalne na komputerach w urzędach kosztowała władze w Pekinie już 17,5 mln dol.

Na walce z piratami korzysta Microsoft – w tym tygodniu oficjalnie podpisał umowy z czterema producentami pecetów na sprzedaż systemu Windows. Koncern w ciągu roku zarobi aż 1,6 mld dol. (w tym 1,2 mld dol. od Lenovo, największego gracza z Chin).

Źródło: Gazeta.pl

Yahoo pomogła w skazaniu kolejnego chińskiego dysydenta

Przekazując chińskim władzom e-mail ze skrzynki dysydenta, firma Yahoo pomogła w skazaniu go na cztery lata więzienia – podała w środę organizacja Reporterzy bez Granic (RSF).

Jiang Lijun (czyt. dziang li-dzin) został skazany w listopadzie 2003 r. za „działalność wywrotową”, polegającą m.in. na zamieszczeniu w internecie odezwy wzywającej do obalenia partii komunistycznej.

Jednym z dowodów, którymi podczas rozprawy dysponował pekiński Sąd Ludowy, była „deklaracja” ze skrzynki e-mailowej dysydenta, dostarczona przez oddział Yahoo w Hongkongu – podają Reporterzy bez Granic, powołując się na kopię wyroku zdobytą przez chińsko- amerykańską organizację obrony praw człowieka Dui Hua Foundation.

Zdaniem RSF to już trzeci przypadek, w którym amerykańska firma internetowa Yahoo pomogła chińskim władzom w zwalczaniu dysydentów.

Źródło: PAP

Autooszuści na aukcjach internetowych

Czytelnik „Gazety” chciał kupić land rovera przez internet. Na szczęście w porę zorientował się, że ma do czynienia z oszustem.

Klient z Polski na niemieckim serwisie aukcyjnym www.mobile.de znalazł land rovera z 1998 r., stan idealny, cena 2,9 tys. euro (z kosztami transportu). Samochód chciała sprzedać niejaka Alexa Mangel. W mailach pisała o swoim rozwodzie i przeprowadzce do Wlk. Brytanii. Tłumaczyła, że land rover został kupiony w Niemczech, więc to dla niej kłopot, bo ma kierownicę po lewej, a nie po prawej stronie.

Transakcja miała przebiegać za pośrednictwem firmy International Cargo Spedition (ICS). Mangel dostarcza tam auto, opłaca koszt przesyłki. Gdy firma dostanie auto, kontaktuje się z kupującym i informuje, że w ciągu 24 godzin nabywca powinien za nie zapłacić.

Na razie wszystko wygląda dobrze – przy kupowaniu przez internet przedmiotów o większej wartości często korzysta się z serwisów powierniczych (najbardziej znanym jest Escrow.com należący do eBay). Kupujący wpłaca pieniądze na konto bankowe takiej firmy, sprzedający wysyła towar. I dopiero gdy nabywca potwierdzi, że go dostał, pieniądze trafiają na konto sprzedawcy. Tyle że tu nabywca miał zapłacić z góry gotówką przez sieć Western Union na prywatne nazwisko jednego z agentów ICS w Londynie.

Alexa podkreślała, że klient ma 10 dni na przetestowanie auta. A jeśli coś mu się nie spodoba, może je zwrócić bez ponoszenia dodatkowych kosztów. Wysłała nawet listę punktów w miejscu zamieszkania kupującego, w których mógłby dokonać przelewu.

Kilka dni później czytelnik „Gazety” dostał maila od ICS z numerem przesyłki. Mógł śledzić jej losy przez internet.

Ale pozostał nieufny – wpisał nazwę firmy w wyszukiwarce internetowej. Okazało się, że o ICS głośno jest na forach dyskusyjnych przestrzegających przed oszustami (m.in. w Holandii, Niemczech i Czechach). Firma występowała pod różnymi nazwami, m.in. World Shipping, International Cargo Spedition, Euro Parcel Distribution itp. Co kilka tygodni zmieniała też adresy stron WWW – znaleźliśmy ich kilkadziesiąt m.in.: autoscoutmarket.com, europe-transcontinentals.com, global-shipping.org, international-cargo-express.com, cargo-worldwide.com, onlineshipping-worldwide.com, express-ic.com, tt-transports.com. Wszystkie to profesjonalnie przygotowane witryny, których nie powstydziłaby się prawdziwa firma. Oszuści rzadko za to zmieniają dane kontaktowe – numer telefonu (pod który nie można się dodzwonić) i adres siedziby w wielu przypadkach jest ten sam.

Mechanizm oszustwa jest prosty – nie ma żadnego auta, sprzedawca i firma powiernicza są fikcyjni i służą do wyłudzania pieniędzy.

Fałszywi powiernicy pojawili się w 2002 r. Na Zachodzie opisywano przypadki osób, które straciły przez nich tysiące euro. Okazuje się, że i u nas oszuści znaleźli ofiary. – Trafiło do nas kilkanaście spraw od osób oszukanych właśnie w ten sposób przy kupnie auta – mówi komisarz Zbigniew Urbański z Komendy Głównej Policji. Zgłoszenia zaczęły się pojawiać pół roku temu. Do tej pory nie udało się jednak nikogo złapać. – Współpracujemy m.in. z policją angielską, ale są z tym problemy – przyznaje Urbański. Chodzi m.in. o to, że Anglia nie ma centralnej bazy danych teleadresowych, a poza tym w różnym tempie odpowiada na prośby naszej policji.

Urbański dodał jednak, że oszustów działających w ten sposób ujęto niedawno w Hiszpanii, dzięki współpracy lokalnych i rumuńskich policjantów.

Źródło: Gazeta.pl

Debian GNU/Linux 3.1r2

19 kwietnia ukazała się nowa aktualizacja dystrybucji Debian GNU/Linux 3.1 (kodowa nazwa „Sarge”). Poprawki to głównie usprawnienia dotyczące bezpieczeństwa.

Administratorzy, którzy dotychczas na bieżąco aktualizowali swoje oprogramowanie z security.debian.org nie będą mieli wiele nowych pakietów do instalacji. Lista mirrorów z których można pobrać aktualizacje dostępna jest pod tym adresem.

Zagrożeni użytkownicy Mozilli

Mozilla Foundation ostrzega przed krytycznymi błędami wykrytymi w przeglądarce internetowej oraz kliencie poczty. Luki umożliwiają m.in. wykonanie dowolnego kodu w podatnym systemie lub sfałszowanie adresu strony internetowej.

US CERT udostępnił krótki opis podatności. Zalecamy natychmiastowe dokonanie aktualizacji Mozilla Firefox do wersji 1.5.0.2, Mozilla Thunderbird do wersji 1.5.0.2 lub SeaMonkey do wersji 1.0.1. Mozilla Foundation określiła wydanie 1.5.0.2 jako „wydanie krytyczne”.

Pobierz:

Mozilla Firefox 1.5.0.2

Mozilla Thunderbird 1.5.0.2

SeaMonkey 1.0.1
Źródło informacji: The Register

Aplikacja wykrywająca nastrój internetu

Holenderscy naukowcy zaprezentowali program o nazwie MoodViews, który ich zdaniem potrafi wykryć zmiany nastroju internautów. Aplikacja jest efektem badań nad oddziaływaniem blogów, czyli pamiętników sieciowych.

Badacze z NWO Netherlands Organisation for Scientific Research przyznali, że MoodViews składa się z kilku narzędzi, które wykrywają nastrój właścicieli blogów podczas wprowadzania kolejnych wiadomości. Każdego dnia program monitoruje około 150 tys. pamiętników internetowych w poszukiwaniu nowych wpisów.

Dane prezentowane są w postaci wykresów graficznych i na ich podstawie można określić ogólne nastawienie internautów w niektórych miejscach globalnej sieci. Naukowcy zapowiedzieli dalsze prace nad rozszerzeniem funkcjonalności, m.in. o moduł Moodspotter, który będzie w stanie powiązać zmianę nastawienia internautów z konkretną osobą, miejscem albo produktem.

Źródło: Vnunet

Czy jesteśmy skazani na wyszukiwarkę Google?

Google dzięki swojej wyszukiwarce internetowej zarabia rocznie miliardy dolarów. Ale jak grzyby po deszczu wyrastają spółki, które twierdzą, że potrafią szukać lepiej.

Pod względem popularności wyszukiwarka Google nie ma sobie równych. Na przykład w Polsce niemal 80 proc. internautów, szukając w sieci informacji, korzysta właśnie z technologii kalifornijskiej spółki. W USA, najbardziej konkurencyjnym rynku dla wyszukiwarek, Google obsługuje blisko co drugie zapytanie. Jednym z nielicznych wyjątków są Chiny, gdzie internetowy gigant przegrywa z lokalnymi firmami.

Google potrafiło przekuć sukces na konkretne pieniądze – w zeszłym roku przychody z reklam wyświetlanych m.in. przy wynikach wyszukiwania przekroczyły 6 mld dol. Nic więc dziwnego, że chętnych na uszczknięcie choćby kawałka tego tortu nie brakuje.

Zapytaj wyszukiwarkę

– Naszą technologię można porównać do wynalezienia tranzystorowego radia, które zupełnie zmieniło sposób docierania do informacji – zapowiada dr Riza Berkan. To szef Hakii, jednej z wyszukiwarek, które będą starały się podgryźć Google’a. Berkan ma ambitne plany – w ciągu dwóch-trzech lat chce zagarnąć 15-20 proc. rynku.

Jak? Odpowiadając na pytania. Przedstawiciele Hakii twierdzą, że dzięki ich technologii wyszukiwarka uwzględni znaczenie i konteksty wpisywanych wyrazów. Jednym z ulubionych przykładów Berkana jest „ból głowy”. Jeśli w okienku Hakii wpiszemy pytanie: „Jaki lek pomaga na ból głowy?”, wśród wyników możemy dostać odpowiedź „aspiryna leczy migrenę”. Trik polega na tym, że żadne z tych słów nie pojawia się w pytaniu, ale odpowiedź na nie dostaniemy i tak.

Hakia ma też ułatwić znalezienie interesującej nas informacji, segregując wyniki w różnych szufladkach tematycznych. To akurat nie jest do końca nowatorskie podejście – od kilku lat na podobnej zasadzie działa choćby wyszukiwarka Clusty.

Kolejny przykład to Accoona – wyszukiwarka z New Jersey. Internauci mogą precyzować w niej wyniki wyszukiwania, wybierając zakres dat, w którym informacje zostały opublikowane, albo źródło ich pochodzenia. Przedstawiciele spółki przekonują, że ich produkt – jak Hakia – potrafi rozpoznawać znaczenie wyrazów.

W Polsce trudno mówić o rywalizacji między wyszukiwarkami. Poza Google’m tylko dwie odgrywają na rynku jakąś rolę – NetSprint, ostatnio przejęty przez norweską grupę Orkla Media i OnetSzukaj (łącznie mają niespełna 20 proc. rynku). Widoczne są zwłaszcza wysiłki tej ostatniej – Onet niedawno zachęcał internautów do korzystania ze swojej wyszukiwarki, kusząc atrakcyjnymi nagrodami (m.in. 42-calowym telewizorem plazmowym). Na początku roku ruszył też z dużą kampanią reklamową pod hasłem „Przeszukaliśmy na nowo polski internet”. Sęk w tym, że np. szukając w Onecie serwisu aukcyjnego

Allegro, internauta nie trafi na jego stronę główną, ale na link do serwisu OnetAukcje (Onet prowadzi go z Allegro i obie strony dzielą się pieniędzmi).

Z motyką na słońce

Na razie Hakia działa tylko w wersji testowej. Gotowa wersja ma być dostępna dopiero w listopadzie. Accoona też nie wprowadziła jeszcze wszystkich swoich zapowiedzi w życie. Czy nowe wyszukiwarki mają szanse na sukces?

Obserwatorzy rynku są podzieleni. Jedni patrzą na nie przychylnym okiem. Być może nawet, jeśli pomysł na szperanie po sieci okaże się rzeczywiście innowacyjny, to nowego gracza szybko wykupi któryś z gigantów – Google, Yahoo lub Microsoft. Zwłaszcza ten ostatni musi nadrabiać dystans do rywali.

Inni analitycy twierdzą jednak, że nowe firmy korzystają jedynie z mody na wyszukiwarki i chcą wyciągnąć pieniądze od funduszy inwestycyjnych. Ich ambitne plany miałyby przypominać porywanie się z motyką na słońce. Google przekonał już do siebie większość internautów i stał się niemal synonimem szperania w internecie. A z siłą przyzwyczajenia (no i z kilkoma miliardami dolarów, które Google ma w rezerwie), nawet gdyby miało się lepszy produkt, trudno walczyć.

Google tradycyjnie nie komentuje poczynań konkurencji. Ale wiadomo, że spółka po cichu testuje ułatwienia w wyszukiwaniu.

Jaguar to kot czy samochód?

Poza innym podejściem do wyszukiwania warto zwrócić uwagę na inne modele biznesowe niż te, które promuje Google lub Yahoo. Dla Google’a żyłą złota są reklamy-linki wyświetlane przy wynikach wyszukiwania albo na stronach partnerskich. Za każde kliknięcie w link reklamodawca musi zapłacić Google’owi – kilka groszy albo i kilka złotych (w Stanach ceny za jedno kliknięcie dochodzą nawet do 40-50 dol.).

Tymczasem propozycja Accoony wygląda tak: użytkownik wpisuje słowo „hydraulik”. Obok wyników wyszukiwania pojawia się pytanie, czy chciałby, by skontaktowała się z nim spółka oferująca usługi związane z zapytaniem. Jeśli internauta się zgodzi, przesyła na serwer wyszukiwarki dane kontaktowe. W tym czasie Accoona kontaktuje się z hydraulikami, którzy wcześniej zgłosili się do jej programu. Ten, który zapłaci najwięcej, wygrywa i może dzwonić do konsumenta.

Inny model zarabiania proponuje też wyszukiwarka Snap.com: firmy nie płacą – tak jak w Google – za każde kliknięcie w reklamę, a tylko wtedy, kiedy internauta, który kliknie na ich link, rzeczywiście coś kupi lub zarejestruje się na stronie internetowej.

Czy któremuś z nowych graczy uda się wejść do głównego nurtu? Czas pokaże. Wyszukiwarki i tak będą stawały na głowie, by od razu podsunąć nam tę właściwą odpowiedź. Ten proces zresztą już trwa – np. Google czy Yahoo, jeśli uprzednio zalogujemy się na ich serwerze (tak jak do skrzynki pocztowej), analizują wpisywane przez nas słowa i wybierane linki. Po to, by wyszukiwarka odgadła, czy gdy wpiszemy np. „jaguar”, to szukamy informacji dotyczących samochodu czy raczej drapieżnika.

Źródło informacji: Gazeta Wyborcza