Dwaj bracia postanowili zarobić na internecie. Na portalach aukcyjnych sprzedawali przedmioty, których nie mieli. Tak zarobili na wycieczkę do Hiszpanii i wizytę w areszcie.
– Kawały o tym, że policjanci nie wiedzą, z której strony włożyć dyskietkę do stacji dysków, to ja sam opowiadam – mówi białostocki mundurowy, który zajmuje się walką z przestępczością internetową. – Później nie ma większej frajdy, jak się patrzy na takiego komputerowego przestępcę i rekwiruje cały jego sprzęt. Ze zdziwienia oczy ma wielkości pięciozłotówek.
Policja i prokuratura potrafią już skutecznie namierzać oszustów, którzy grasują w internecie. Ci, sądząc, że są anonimowi, zostawiają tak wiele śladów, że ich złapanie jest już dosyć proste. Czy to po numerze IP (indywidualny numer identyfikacyjny komputera w sieci), e-mailach, czy też po numerach komunikatorów. Oszusta można też złapać, znając numer jego rachunku bankowego. Jak to się robi? O tym policjanci już nie mówią.
Białostoccy mundurowi zatrzymali w środę po południu dwóch białostoczan, którzy przez internet naciągali ludzi. Sprzedawali im fikcyjne przedmioty. Chcieli zarobić, bo uznali, że brakuje im pieniędzy. Wpadli na gorącym uczynku, akurat kiedy w jednej z białostockich kawiarenek internetowych wystawiali kolejne przedmioty na aukcję.
Do sprzedaży oferowali drobny sprzęt elektroniczny, za pół ceny (przeważnie o wartości 400-600 zł). W ciągu dwóch tygodni lutego oszukali kilkadziesiąt osób w całej Polsce. Zarobili na tym ok. 10 tys. zł i… pojechali na wycieczkę do Hiszpanii. Kiedy skończyły się im pieniądze, wrócili do Polski. Dalej postanowili oszukiwać w internecie.
Policja poszukuje obecnie osób, które zostały pokrzywdzone przez braci z Białegostoku. Na razie ich lista liczy ponad 20 nazwisk. Dziś mundurowi chcą dostarczyć obu oszustów do prokuratury, by ta wysłała wniosek do sądu o ich aresztowanie.
Źródło: gazeta.pl2006200