Oprócz nielicznych przedsiębiorców i prawników nie stosuje go prawie nikt. Prawo przewiduje, że od 16 sierpnia 2006 obywatele będą mieli możliwość wnoszenia wniosków i podań do urzędów drogą elektroniczną, co mogłoby oznaczać koniec kolejek w urzędach. Po co nam taki podpis? Jak go zdobyć i kogo na to stać?
Podpis można kupić
Aby uzyskać bezpieczny podpis elektroniczny, trzeba podpisać stosowną umowę z jedną z czterech firm certyfikujących. Są to: Krajowa Izba Rozliczeniowa, świadcząca usługi podpisu elektronicznego pod marką Szafir, Unizeto (pod marką Certum), Państwowa Wytwórnia Papierów Wartościowych (pod marką Sigillum) oraz TP Internet (pod marką Signet).
Należy ponadto kupić zestaw, złożony ze sprzętu i oprogramowania. Taki zestaw to wydatek rzędu kilkuset złotych.
Co zyska obywatel Kowalski
Podpis elektroniczny mógłby spowodować skrócenie i uproszczenie wielu czynności, które każdy z nas wykonuje w urzędzie. Stojąc w kolejkach i odmierzając tracony czas marzymy o tym, żeby w dogodnym dniu tygodnia i odpowiedniej dla nas porze, – a co najważniejsze, zdalnie – dokonać zmiany zameldowania, wyrobić dowód osobisty, prawo jazdy, dowód rejestracyjny itp.
W przewlekających się procesach sądowych, wymagających dostarczania coraz to nowych pism i dokumentów, takie rozwiązanie byłoby dla wielu osób wyśmienite, nie wspominając o ułatwieniach dla osób niepełnosprawnych. Nie wydaje się jednak, abyśmy chcieli płacić tak wysoką cenę za komfort bycia „wirtualnym petentem”.
Czy e-deklaracje podatkowe albo e-głosowanie to zmienią? Pewnie niezbyt szybko. Mimo to certyfikaty są przyszłościowym rozwiązaniem.
Podpis można też pobrać za darmo
„Przeciętny obywatel, który nie jest przedsiębiorcą, prawnikiem ani politykiem, nie musi mieć kosztownego certyfikatu kwalifikowanego, aby wirtualnie załatwiać swoje sprawy. Jeżeli urząd się zgodzi, może przesyłać korespondencję sygnowaną certyfikatem zwykłym” – wyjaśnia Mirosław Januszewski ze Stowarzyszenia PEMI.
Stowarzyszenie PEMI jest edukacyjną instytucją non profit, działającą na rzecz rozwoju przedsiębiorczości. Zrzesza ono specjalistów w zakresie systemów bezpieczeństwa opartych o kryptografię klucza publicznego w systemach korporacyjnych.
PEMI promuje darmowe rozwiązania związane z podpisem elektronicznym – bezpłatne zarówno dla podpisujących się, jak i dla urzędów. Są to właśnie certyfikaty zwykłe.
Wygoda dla bogaczy
Ustawa o podpisie elektronicznym z 2001 roku głosi, że „w terminie 4 lat od dnia wejścia w życie ustawy organy władzy publicznej umożliwią odbiorcom usług certyfikacyjnych wnoszenie podań i wniosków oraz innych czynności w postaci elektronicznej”.
Termin ten mija 16 sierpnia 2006r. Do ustawy wydano aż siedem rozporządzeń wykonawczych, jednak dwa główne rozporządzenia, dotyczące sposobu postępowania z dokumentami i struktury dokumentu elektronicznego nie są jeszcze gotowe. Te zaś, które zostały przyjęte, budzą wątpliwości ekspertów, szczególnie kwestia dostępności certyfikatów.
„Jeżeli mam drogi certyfikat kwalifikowany, wówczas urząd nie może odmówić mi przyjęcia dokumentów. Jeśli mam zwykły (także ten bezpłatny), urząd może się zgodzić na taką formę, ale może też zgody takiej nie wyrazić” – tłumaczy Januszewski, podkreślając, że obydwa certyfikaty zapewniają podobny (jeśli nie taki sam) poziom wiarygodności posługującego się nimi obywatela.
Jego zdaniem, urzędy będą uznawały bezpłatne certyfikaty, ponieważ ułatwi im to pracę. Trudno przecież liczyć na to, że przeciętny obywatel wyda kilkaset złotych na certyfikat kwalifikowany, wymagający dodatkowo corocznej (płatnej) aktualizacji.
Nadzieja w dobrej woli urzędów
Od kilku lat PEMI prowadzi program współpracy z administracją. Stowarzyszenie popularyzuje nowoczesne rozwiązania informatyczne w urzędach gminy, urzędach powiatowych (starostwach) i wojewódzkich.
Instytucje, które zdecydują się na współpracę, mogą same wyposażyć petentów w bezpłatny certyfikat niekwalifikowany. Klient takiego urzędu mógłby w każdej chwili (po zalogowaniu swoim certyfikatem) przeglądać aktualny status swojej sprawy. Jeżeli systemy w różnych urzędach będą zgodne z wymogami ustawy o informatyzacji (otwarte standardy), to decyzję będzie można przesłać drogą elektroniczną z jednego urzędu drugiego.
Oczywiście kolejnym krokiem powinno być ujednolicenie systemów tak, aby klient składał wniosek w jednym miejscu, a system informatyczny sam sprawdzał (pobierał odpowiednie zaświadczenia) w innym urzędzie.
„Wiadomo, że na certyfikaty zwykłe nie zgodzą się Urzędy Skarbowe. Tutaj będzie centralny system nadzorowany przez ministerstwo finansów. Wydaje się, że nie zezwolą na nie również sądy” – uważa Januszewski.
Lęk przed zmianami, czyli administracja w praktyce
„W Polsce nie ma jeszcze urzędu, w którym można załatwić sprawę nie wychodząc z domu. Większość dzisiejszych e-urzędów umożliwia złożenie wniosku przez Internet, ale i tak trzeba się tam udać i podpisać własnoręcznie pod wydrukowanym w urzędzie dokumentem. Często wirtualne podanie trzeba zaopatrzyć w całkiem realny znaczek skarbowy” – mówi przedstawiciel PEMI.
Zdaniem Januszewskiego, urzędy obawiają się innowacji. Niektóre zaczęły budować (podpisały umowy) systemy do przyjmowania wniosków elektronicznych oraz wirtualnego obiegu dokumentów. Wszystkie nowo budowane systemy powinny być zgodne z wymaganiami zawartymi w ustawie. „Jak jednak system może być zgodny z wymogami skoro ich jeszcze nie ma?” – pyta ekspert.
Przeprowadzone przez PEMI badania dowiodły, że obywatele również boją się zmian: chcą składać wnioski w postaci elektronicznej, ale odpowiedzi woleliby otrzymywać w postaci papierowej. Na 300 osób, które uczestniczyły w ankiecie tylko 80 wyraziło zgodę na otrzymywanie odpowiedzi w postaci załączników do e-maili.
Źródło: Gazeta.pl