Oszuści wysyłają fałszywe rachunki telefoniczne
Uważaj na to, co dostajesz pocztą! W sidła naciągaczy możesz wpaść, nie tylko naiwnie wierząc w przyznaną ci dotację od tajemniczej organizacji czy wygraną w loterii, w której nie brałeś udziału. Wystarczy opłacić domniemany rachunek z TP SA.
Czy można podszyć się pod dwie bardzo znane firmy jednocześnie? Sztuka ta najwyraźniej udała się firmie o nazwie Publikacje Polskiej Telefonii, która rozsyła pisma łudząco podobne do faktur TP SA i wzywa do zapłacenia 387 zł w ciągu dwóch tygodni.
Dopiero z drobnego druku na odwrocie wynika, że uregulowanie faktury ma charakter dobrowolny i wiąże się ze zleceniem płatnej publikacji na stronie internetowej.
Mało tego. Pociąga za sobą dalsze koszty (łącznie trzeba zapłacić 1548 zł), bo zapłata jednego rachunku oznacza zawarcie kontraktu na 12 miesięcy.
– Żadnej reklamy nie dawałem – żali się nasz czytelnik prowadzący małą firmę handlową. – Płacę mnóstwo faktur za usługi telekomunikacyjne. Sekretarka mogła z rozpędu zapłacić. Teraz nie wiem, co robić.
Cena została sprytnie skalkulowana. Nie jest na tyle dotkliwa, by firmom chciało się toczyć walkę w sądzie i tracić czas. I najczęściej nie idą do sądu.
Na stronie internetowej spółki czytamy: „Każda firma w poszukiwaniu rozwoju dla swojego produktu wie, że świat reklamy stanowi najlepsze narzędzie sukcesu.”.
Firma informuje też, że dołożyła wszelkich starań, aby stworzyć „najbardziej zaawansowaną bazę danych”.
Ale dodzwonić się do niej nie sposób – automat informuje o godzinach jej pracy i się rozłącza.
Niezależnie od pory, w której próbujemy porozmawiać. Na strona internetowej www.ksiazkatelefoniczna.net znaleźliśmy 20 warszawskich sklepów, których właściciele dali się namówić na reklamę.
Wiele wskazuje na to, że PPT to firma krzak, która powstała tylko po to, by wyciągnąć pieniądze od naiwnych. Właścicielem spółki jest obywatel Węgier Gyula Erich Katona.
Biznes na celowniku
– Ta firma nie ma z nami nic wspólnego i narusza autorskie prawa majątkowe do wzorów faktur TP SA – rzecznik Grupy TP SA Jacek Kalinowski nie ukrywa oburzenia. – Nasze książki telefoniczne wydaje Ditel i są one bezpłatne.
Zdaniem Kalinowskiego jeszcze w czerwcu, kiedy pojawiły się pierwsze skargi, należący do TP SA Ditel złożył zawiadomienie do prokuratury rejonowej w Warszawie.
– We wrześniu otrzymaliśmy lakoniczną odpowiedź od prokuratury, że nie widzi podstaw do wszczęcia śledztwa w tej sprawie, a osoby poszkodowane mogą same dochodzić swych praw w sądach z powództwa cywilnego – mówi Kalinowski.
TP SA wysłała też pismo do PPT z wezwaniem, by spółka „zaprzestała używania dokumentu finansowego łudząco podobnego do faktury TP SA”, ale nie otrzymała żadnej odpowiedzi.
Przeciw działaniom PPT protestuje też największa na rynku teleadresowym firma Polskie Książki Telefoniczne.
– Zażądaliśmy, by zaprzestali działań będących nieuczciwą konkurencją – mówi Dominika Malik z PKT. I wskazuje na podobną czcionkę na dokumencie i używanie podobnie brzmiącego skrótu „PPT”.
Do tej pory zmorą polskich przedsiębiorców były zagraniczne firmy, które przesyłają oferty rzekomo darmowej reklamy np. w przewodniku po miastach, a potem okazuje się, że drobnym maczkiem po angielsku zamieszczono informację o koszcie usługi przekraczającym 800 euro.
Wyspecjalizowały się w tym niemiecka spółka Tele Verzeichnis Verlag z Hamburga oraz hiszpańska European City Guide (ECG). Na opornych nasyłają firmy windykacyjne.
– W przypadku PPT nie możemy wszcząć postępowania o naruszenie zbiorowych interesów konsumentów, gdyż adresatem przesyłek nie jest konsument, lecz firma – rozkłada ręce Małgorzata Cieloch z Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Urząd został zasypany skargami od przedsiębiorców na działalność spółki. Jej zuchwałość nie zna granic – również na adres UOKiK wysłano taką pseudofakturę (nie jest prawdziwa, gdyż brakuje na niej choćby numeru NIP klienta).
Jak się bronić przed takimi praktykami? – Zawsze należy zaczynać lekturę pisma od tego, co napisano na dole drobnym maczkiem – radzi Małgorzata Cieloch.
– Nie każda umowa musi obowiązywać – mówi z kolei Marcin Kolasiński z kancelarii Baker & McKenzie. – Jeśli przedsiębiorca został wprowadzony w błąd co do treści umowy, to zgodnie z kodeksem cywilnym może się uchylić od jej wypełnienia.
Zdaniem Kolasińskiego do takich praktyk odnoszą się też przepisy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji. – Nieuczciwe firmy powielają w Polsce podpatrzone praktyki z innych krajów – mówi Małgorzata Gęsikowska, prezes Kujawsko-Pomorskiego Zrzeszenia Handlu i Usług.
Jej zdaniem nagminna praktyka to wysyłanie towaru, np. oprogramowania na płycie, na próbę. Ma to być bezpłatne, więc nikt sobie nie zawraca głowy studiowaniem załączonego papierka, a potem się okazuje, że drobnym maczkiem było napisane, że jeśli nie odpowie się w ciągu miesiąca, to traktują to jako zawarcie umowy. – Organizacje konsumenckie i samorządowe powinny tworzyć bazy danych o takich firmach i je upubliczniać – mówi Gęsikowska.
Wygrana dla mieszkańca bloku
Tego typu praktyki nie dotyczą tylko przedsiębiorców. Najnowszym trikiem, na który zwraca uwagę UOKiK, jest przysyłanie zatytułowanych imiennie „zawiadomień o nabyciu praw – wyłącznie zarezerwowane dla beneficjenta”.
Chodzi o „dotację” lub „wsparcie finansowe” na kwotę 50 tys. zł. Warunkiem otrzymania pieniędzy jest wpłacenie 96 zł i wysłanie dziesięciu znaczków o wartości 1,30 zł każdy na adres Światowej Komisji Finansowej. Za tą budzącą zaufanie nazwą kryje się spółka Caesar Ltd.
Zdaniem UOKiK spółka ta wzięła wcześniej udział w rozsyłaniu przesyłek informujących o wygraniu telewizora marki Grundig o wartości 8,4 tys. zł („premia w programie sponsorowanego marketingu”).
Oczywiście wcześniej trzeba było zapłacić 99 zł, a telewizor można było zobaczyć wyłącznie na obrazku.
Identyczne listy wysyłały też inne firmy – m.in. Integra Direct, Alan, D2M czy Montecarlo, co sugeruje, że może się za nimi kryć ta sama osoba lub grupa osób. Tym razem sprawa nie dotyczy jedynie poszkodowanych firm, więc UOKiK mógł wszcząć postępowanie wyjaśniające.
Na polskim rynku szczególnie aktywna była do niedawna Integra Direct działająca pod takimi nazwami, jak: Międzynarodowa Federacja Przekazywania Wygranych, Vegas, Alladyn oraz Travel4Life.
Takie spółki wysyłają adresowane imiennie pisma, w których adresaci są informowani o wygraniu cennych nagród.
Warunkiem odbioru jest wcześniejsza opłata lub zatelefonowanie na numer rozpoczynający się np. od 0 700, którego koszt wynosi zwykle 8 zł za minutę.
Taka rozmowa może kosztować kilkaset złotych, a nie zdarzyło się, by ktoś otrzymał przyrzeczoną nagrodę.
Według UOKiK walka z takimi firmami jest trudna ze względu na częste zmiany ich siedzib lub rejestrowanie działalności na terytorium innych państw.
W Sejmie znajduje się projekt nowelizacji ustawy o ochronie konkurencji i konsumentów, która ma pomóc urzędowi. Obecnie UOKiK musi najpierw zakazać stosowania określonych praktyk, a dopiero potem może nałożyć karę.
Naciągacze radzą sobie z tym, zmieniając nazwy albo ulotkę. I trzeba wszczynać kolejne postępowanie.
– W Polsce jest wysoki poziom zaufania do przesyłek, oficjalne dokumenty uchodzą za wiarygodne – mówi Małgorzata Cieloch. – Niby rośnie świadomość konsumentów, ale wciąż wiele osób daje się na to nabrać.
Źródło: gazetawyborcza.pl